wtorek, 2 lipca 2013

Pierwszy tydzień - powrót do domu


Magda
Wracamy do domu!!!, jak to miło brzmi. Pakuję z radością rzeczy, tym bardziej, ze nie ma już Gosi z sąsiedniego łóżka a wprowadziła się nowa osoba z którą relacje trudno nawet porównywać do tej, która powstała ze współautorką tego bloga :). Jeszcze tylko odbiór dokumentów dziecka i moich i moja Martyna rozpoczęła pierwszą podróż w swoim życiu no może drugą :), ale pierwszą samochodem. Takiego bobaska wystarcza nakarmić przed wyjazdem i mamy 99% prawdopodobieństwa że prześpi tą ekscytującą dla całej rodziny wycieczkę. Co już nie jest takie pewne parę tygodni później. Ja raczej obolała z trudem znosiłam każdą dziurę w drodze .....

Wiesz Gosia podzielę się pewną refleksją - głupio mi pisać, o tym że miałam niewygodnie jakbym qurcze robiła coś złego, a przecież "przed chwilą" urodziłam dziecko i bez znieczulenia przyjmowałam ten masakryczy ból w milczeniu. Jak myślisz z czego to się bierze? Może ja nie jestem Polką skoro nie potrafię narzekać? aaaaaaaaaaaaa.... chyba już wiem dlaczego jestem Matka
Polka :)

.... to żeby dopełnić narzekanie z wyrzutami sumienia dodam, że gdy dotarłam do domu, usiadłam na sofie to poczułam, że nie spałam już bardzo długo. W domu chłopaki - czyli mąż z synem pozostawili "lekki" bałagan, dołożyły się do tego torby ze szpitala, a ja poczułam ogromne zmęczenie i do głowy zapukała myśl - czy ja sobie poradzę z dwójką dzieci?, z domem na głowie? wiecznie pracującym mężem? W 3-cim dniu od porodu miałam co do tego ogromne wątpliwości.

A jak ty poczułaś się, gdy już usiadałaś na kanapie w domu?

Małgosia

Mój powrót do domu był cudny, czekały na nas kwiaty, dla Julci 50 róż białych, a dla mnie 50 róż czerwonych. Grzeniu był przejęty.
Do tego dodam, że właśnie wprowadziliśmy się do nowego domu - więc było trochę zamieszania...takiego pozytywnego oczywiście.
A w szpitalu, jak odebrałam dokumenty - dostałam wyprawkę w okienku (taki przydział szpitalny jak za czasów kartek na mięso:-)) i pojechałam do domku....szkoda mi było, że Cię zostawiłam Madziu.
Wtedy wiedziałam już, że w pewnym sensie spotkałam bardzo podobna osobę do mnie, co jest niesamowite jak można usłyszeć własne myśli w ustach drugiego człowieka:-)....ale czad:-).

A moje "spotkanie z kanapą":
Zasnęłam na niej i wszytko mi było jedno.....taka prawda, trochę egoizmu mi się włączyło.
Mój dzielny małżonek zajmował się w tym czasie Julcią.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz